sobota, 22 stycznia 2011

„Dzieci północy” Salman Rushdie


 „Dzieci północy” przeczytałam dwa lata temu. Znajomy polecił mi „Grimusa” Rushdiego. Później odwiedziłam bibliotekę w poszukiwaniu „Śalimar Klaun”. Wypożyczono wszystkie egzemplarze, ale natrafiłam na „Dzieci…”. Nie przeczytałam ich jednym tchem w ciągu jednej nocy. Towarzyszyły mi przez jakiś czas w tramwaju, w przerwie w pracy, w łóżku przed snem. Zdarzało mi się przysypiać z książką w ręku.

Jedno, czego nie mogę odmówić Salmanowi to magii. „Dzieci północy” to połączenie historii i czarów w wyjątkowym stylu. Rushdie co prawda nie jest obiektywny obrazując Indie, ale trudno byłoby mu takim być w jego sytuacji.

Urzekł mnie główny wątek tysiąca jeden dzieci, które przychodzą na świat o północy, kiedy również rodzą się niepodległe Indie. Dzieci to symbol. Symbol odrodzenia, nowych nadziei. Mali obywatele rodzą się z niezwykłymi zdolnościami. Salim Sinai, główny bohater i zarazem narrator tej opowieści, potrafi łączyć się myślami z pozostałymi dziećmi północy. Tworzy Konferencję. Próbuje wspólnie z nimi zrozumieć po co tak naprawdę żyją, dlaczego otrzymali nadzwyczajne zdolności i w zasadzie czemu urodzili się w tę wyjątkową noc.

Historia przeplata się z fikcją. Poznajemy losy poszczególnych dzieci, dowiadujemy się jak wykorzystują swoje zdolności, jak radzą sobie ze swoją niezwykłością. Przeżywamy młodzieńczą miłość Salima i dramatyczny finał dzieci północy, a wszystko to w tle bajkowego krajobrazu Półwyspu Indyjskiego.

Niezwykłość, bajkowość, magia i bieda. O tym opowiada ta książka: o dążeniu do lepszego życia, polepszeniu statusu społecznego, gromadzeniu pieniędzy, wpływach, krętactwach. Ścierają się tu dwie siły – biedny i ciemny lud oraz władza. Historia Salima to bajka o Kopciuszku tyle, że bez takiego wesołego zakończenia. Decyzja jednej osoby odmienia jego życie. Pytanie tylko - jakie ono byłoby, gdyby jej nie podjęto? Możemy „pogdybać”. Czy Salim byłby takim samym Salimem, gdyby urodził się na przykład w slumsie? Czy również interesowałoby go wnętrze człowieka, gdyby codziennie rano zastanawiał się jak przeżyć kolejny dzień? „ Dzieci północy” to powieść o wyborach, strachu, marzeniach.

W mojej ocenie ogólny efekt psuje natłok postaci. Oczywiście, jeśli ktoś lubi wielowątkowość, „miszmasz” charakterów, życiorysów i akcji, to jest to pozycja jak najbardziej trafiona. Moim zdaniem autor w ten sposób nieco odwraca uwagę czytelnika od głównego wątku. Zapewne było to zamierzone, niemniej jednak spowalnia akcję. To dobra książka dla kogoś, kto lubi niejednorodną fabułę. „Dzieci północy” wciągnęły mnie, ale nie wydaje mi się bym mogła je przeczytać ponownie z równym zapałem, a takie lektury cenię najbardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz